Czy naprawdę chcemy być wiecznie młodzi? Na to pytanie
próbują odpowiedzieć twórcy filmu „Wiek Adaline”. Przed taką możliwością
stanęła tytułowa bohaterka (grana przez Blake Lively). U urodzonej w 1908 roku
Adaline, w wieku 29 lat w wyniku wypadku doszło do zatrzymania starzenia się
organizmu. Na początku XXI wieku nadal wygląda jak 30-letnia młoda kobieta. W
sylwestrowy wieczór poznaje mężczyznę, który ją zaintrygował i rozbudził w niej
uczucie. Czy miłość do niego skłoni ją do wyznaniu mu swojej tajemnicy? Żeby
się tego dowiedzieć musicie obejrzeć film, który osobiście bardzo polecam :)
„Wiek Adaline” zmusza nas do zastanowienia się nad własnym
życiem i podejściem do starości. Czy korzystamy z życia w 100% i cieszymy się z
tego co nam daje? A może martwimy się każdą kolejną zmarszczką i tęsknimy za
czasami młodości, mniej lub bardziej skutecznie zapobiegając lub likwidując
oznaki starzenia się? Czy naprawdę chcielibyśmy żyć wiecznie? Bohaterka
zmuszona była do ukrywania się przez całe życie. Gdy zaczęła wyglądać młodziej
niż swoja córka i ludzie zaczęli to zauważać i patrzeć na nią podejrzliwie,
zmusiło ją to do ucieczki (dosłownie). Po kilku takich sytuacjach zaczęła się
zabezpieczać i co kilka lat zmieniała tożsamość i miejsce zamieszkania.
Stopniowo umierały kolejne bliskie jej osoby,
a ona wiecznie trwała. Trudno patrzeć na to jak odchodzą najbliżsi i samemu
stawać się coraz bardziej samotnym. Trudno żyć z taką tajemnicą, bojąc się
zaufać drugiej osobie. Wyobraźcie sobie, że wyglądacie dzisiaj jak
dwudziestoparoletnia młoda osoba i mówicie komuś, że urodziliście się w 1900
roku (czyli praktycznie macie 117 lat). Najpewniej skończyłoby się to tym, że
zamknęliby was w szpitalu psychiatrycznym i poddali rozmaitym badaniom.
Główną rolę w filmie zagrała Blake Lively, która kojarzyła mi
się do tej pory tylko i wyłącznie z serialem Gossip Girl (Plotkara). Obawiałam się, że jest aktorką jednej roli
(w serialu stworzyła bardzo charakterystyczną postać), ale zaskoczyła mnie
pozytywnie swoją grą a jej nieoczywista uroda dobrze wpisała się w akcję
rozgrywaną w wieku XX-stym i późniejszych czasach. Moją uwagę zwrócił też
Harrison Ford w drugoplanowej roli, który namieszał trochę w życiu głównej
bohaterki.
W tle towarzyszy nam narrator, który opisuje nam kolejne zwroty akcji
w życiu bohaterki. Wprowadzenie takiej narracji to dobry pomysł, ponieważ
rozjaśnia nam to trochę sytuację. Sam wypadek i jego konsekwencje spróbowano
uprawdopodobnić z biologicznego punktu widzenia. Jak? Dowiecie się tego gdy obejrzycie film.
Polecam na spokojny, nostalgiczny wieczór. Najlepiej z lampką
wina albo dobrą gorącą herbatą i bliską osobą u boku.
Moja ocena: 5+/6
Agnieszka