Ciasteczka

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Film. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 marca 2017

„Wiek Adaline” – Czy na pewno chcielibyśmy żyć wiecznie?



Czy naprawdę chcemy być wiecznie młodzi? Na to pytanie próbują odpowiedzieć twórcy filmu „Wiek Adaline”. Przed taką możliwością stanęła tytułowa bohaterka (grana przez Blake Lively). U urodzonej w 1908 roku Adaline, w wieku 29 lat w wyniku wypadku doszło do zatrzymania starzenia się organizmu. Na początku XXI wieku nadal wygląda jak 30-letnia młoda kobieta. W sylwestrowy wieczór poznaje mężczyznę, który ją zaintrygował i rozbudził w niej uczucie. Czy miłość do niego skłoni ją do wyznaniu mu swojej tajemnicy? Żeby się tego dowiedzieć musicie obejrzeć film, który osobiście bardzo polecam :)



„Wiek Adaline” zmusza nas do zastanowienia się nad własnym życiem i podejściem do starości. Czy korzystamy z życia w 100% i cieszymy się z tego co nam daje? A może martwimy się każdą kolejną zmarszczką i tęsknimy za czasami młodości, mniej lub bardziej skutecznie zapobiegając lub likwidując oznaki starzenia się? Czy naprawdę chcielibyśmy żyć wiecznie? Bohaterka zmuszona była do ukrywania się przez całe życie. Gdy zaczęła wyglądać młodziej niż swoja córka i ludzie zaczęli to zauważać i patrzeć na nią podejrzliwie, zmusiło ją to do ucieczki (dosłownie). Po kilku takich sytuacjach zaczęła się zabezpieczać i co kilka lat zmieniała tożsamość i miejsce zamieszkania. Stopniowo umierały kolejne bliskie jej osoby,  a ona wiecznie trwała. Trudno patrzeć na to jak odchodzą najbliżsi i samemu stawać się coraz bardziej samotnym. Trudno żyć z taką tajemnicą, bojąc się zaufać drugiej osobie. Wyobraźcie sobie, że wyglądacie dzisiaj jak dwudziestoparoletnia młoda osoba i mówicie komuś, że urodziliście się w 1900 roku (czyli praktycznie macie 117 lat). Najpewniej skończyłoby się to tym, że zamknęliby was w szpitalu psychiatrycznym i poddali rozmaitym badaniom. 



Główną rolę w filmie zagrała Blake Lively, która kojarzyła mi się do tej pory tylko i wyłącznie z serialem Gossip Girl (Plotkara). Obawiałam się, że jest aktorką jednej roli (w serialu stworzyła bardzo charakterystyczną postać), ale zaskoczyła mnie pozytywnie swoją grą a jej nieoczywista uroda dobrze wpisała się w akcję rozgrywaną w wieku XX-stym i późniejszych czasach. Moją uwagę zwrócił też Harrison Ford w drugoplanowej roli, który namieszał trochę w życiu głównej bohaterki. 



W tle towarzyszy nam narrator, który opisuje nam kolejne zwroty akcji w życiu bohaterki. Wprowadzenie takiej narracji to dobry pomysł, ponieważ rozjaśnia nam to trochę sytuację. Sam wypadek i jego konsekwencje spróbowano uprawdopodobnić z biologicznego punktu widzenia. Jak? Dowiecie się tego gdy obejrzycie film.
Polecam na spokojny, nostalgiczny wieczór. Najlepiej z lampką wina albo dobrą gorącą herbatą i bliską osobą u boku.

Moja ocena: 5+/6

Agnieszka

czwartek, 2 marca 2017

"Poradnik pozytywnego myślenia"



Za oknem szaro, buro i ponuro czyli typowo jesiennie a nie dalej jak przedwczoraj kusiła nas słoneczna zapowiedź wiosny. To jeden z tych dni gdy człowiekowi się nic nie chce. Idąc za ciosem postanowiłam obejrzeć film, za który zabierałam się od dłuższego czasu i było mi z nim jakoś nie po drodze ;)
„Poradnik pozytywnego myślenia” to komediodramat choć całej historii bliżej jest do dramatu niż komedii. Znajdą się tam i wątki romantyczne ale nie jest to główny motyw filmu więc nie nastawiajcie się na typową komedię romantyczną. Film opowiada historię Pata Solitano (Bradley Cooper), który po tym jak przyłapał żonę na zdradzie z jego znajomym z pracy prawie udusił kochanka małżonki i na 8 miesięcy trafił do szpitala psychiatrycznego. Historia zaczyna się gdy jego matka na własne życzenie i odpowiedzialność go z tego szpitala wypisuje. 


Pat wraca do domu rodziców i próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Siłą, która go napędza jest „excelsior” i miłość do niewiernej małżonki, którą usilnie próbuje odzyskać. Film pokazuje typową amerykańską rodzinę na przedmieściach, którą dopadły różne problemy. Matka (Jacki Weaver) zajmuje się domem i rodziną, gotuje i dba o to żeby mężczyźni jej życia się nie pozabijali. Ojciec Pata (Robert De Niro) jest cholerykiem i ma dożywotni zakaz wstępu na stadion ukochanej drużyny, wyrzuca sobie, że faworyzował starszego syna a z młodszym nie ma kontaktu, co po latach próbuje nieudolnie nadrobić. Pat cierpi na chorobę dwubiegunową i ma zakaz zbliżania się do żony i swego ostatniego miejsca pracy. Zrobi wszystko żeby przywrócić to co tak naprawdę przepadło, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Zaczął czytać książki, które niejednokrotnie go dołują a nawet zgodził się na udział w konkursie tańca w zamian za pomoc w przemycaniu listów do żony. Osobą, która mu pomaga jest Tiffany (Jennifer Lawrence) młoda wdowa, która walczy z własnymi traumami i też ma problemy psychiczne. 


Film pokazuje nam problemy, z którymi boryka się wiele rodzin za zamkniętymi drzwiami. Problemy, o których publicznie się nie mówi. Ludzie boją się/wstydzą przyznać do słabości i pokazać swoje nieidealne oblicze. Okazuje się jednak, że można wyjść z najczarniejszej nawet dziury i zawalczyć o swoje szczęście. Motyw „Excelsior”, który przewija się przez cały obraz możemy przetłumaczyć jako „myśl pozytywnie”, wykorzystaj swoje czarne myśli jako paliwo rakietowe i dzięki ich sile napędowej znajdź światełko w tunelu. Ma to pewien sens. Negatywne myśli mogą nas dołować, ale z drugiej strony możemy potraktować je jako impuls do działania i pracy nad zmianą sytuacji, w której się znajdujemy. I właśnie te słowa moim zdaniem są głównym przesłaniem filmu. Nie poddawaj się, walcz o swoje szczęście, myśl pozytywnie a wszystko z biegiem czasu się dobrze ułoży. I z tym przesłaniem was zostawiam.

Myślcie pozytywnie :)


Moja ocena: 5/6


Agnieszka

niedziela, 19 lutego 2017

Bez reguł/Unthinkable



"Unthinkable" to thriller psychologiczny. Opowiada historię dwojga agentów, którzy próbują odnaleźć bomby skonstruowane przez byłego eksperta nuklearnego. Bomby zlokalizowane są w trzech amerykańskich miastach a agenci mają trzy dni na ich odnalezienie. Helen Brody (Carrie-Ann Moss) to wzorowa agentka FBI, która ukończyła prawo. Tajemniczy pan „H” (Samuel L. Jackson) to tajniak, do którego nie chce się przyznać żaden z wywiadów, a z którego usług chętnie korzystają. Steven Arthur Younger / Yusuf Atta Mohamed (Michael Sheen) to były wojskowy, który przyjął wiarę muzułmańską i w przypadku niespełnienia jego żądań grozi detonacją bomb nuklearnych. 


Prawie cała akcja filmu rozgrywa się w tajnym obiekcie wojskowym, w którym toczy się przesłuchanie terrorysty. Moss, Jackson i Sheen skupiają na sobie całą naszą uwagę. Stereotypowa „dobra” agentka, „zły”agent i „nawiedzony” muzułmanin. Jednak sama historia stereotypowa nie jest. Film trzyma nas cały czas w napięciu, nigdy nie jesteśmy pewni co się za chwilę wydarzy. Gra psychologiczna pomiędzy bohaterami wciąga nas i nie możemy oderwać wzroku od ekranu. Pan „H” jest nieobliczalny i nie cofnie się przed niczym. Z kolei agentka Brody nigdy nie prowadziła tak trudnej sprawy i musi zmierzyć się ze swoim sumieniem i przystać na łamanie pewnych reguł. Czy naprawdę musi? Czy jest w stanie na to przystać, przymknąć oko na pewne sprawy w imię „wyższych” wartości? Czy można zabić bezkarnie człowieka dla dobra państwa i obywateli? Na te i wiele innych pytań będziemy musieli sobie odpowiedzieć po obejrzeniu tego filmu. Czy my odważylibyśmy się na takie zachowanie…? Stanęlibyśmy po stronie pana „H” czy jednak agentki Brody? Film jest niejednoznaczny i stawia przed nami trudne pytania. W pierwszej chwili myślałam, że to stereotypowy amerykański film akcji, w którym super inteligentni agenci prędzej czy później odkryją bomby i uratują amerykańskich obywateli przed zagładą. Szybko okazało się, że to nie będzie takie proste. Jak skończy się ta historia? Przekonajcie się sami.

Moja ocena: 5-/6

Agnieszka

sobota, 4 lutego 2017

Noel


Co prawda święta już dość dawno za nami, ale w ramach porządków na komputerze obejrzałam w końcu film „Noel”, który od ponad roku zalegał mi na liście pozycji do obejrzenia. Opowiada on historie kilku mieszkańców Nowego Jorku w okresie świąt Bożego Narodzenia. Mamy tam m.in. Ninę (Penélope Cruz) i jej zaborczego, wiecznie zazdrosnego narzeczonego Mike’a (Paul Walker), którzy za tydzień mają wziąć ślub lecz dochodzi między nimi do kolejnego nieporozumienia i wszystko zawisło na włosku. 

Rose (Susan Sarandon) to rozwódka, która codziennie odwiedza w szpitalu swoją matkę chorą na alzheimera. Praktycznie każdą wolną chwilę spędza pomagając innym i nieustannie zapominając o sobie. Artie (Alan Arkin) to wdowiec, który nie może sobie wybaczyć tragedii, do której doprowadził przed laty. Jules (Marcus Thomas) z kolei to młody mężczyzna, który najlepszą swoją wigilię spędził w szpitalu przed laty i zrobi wszystko żeby znowu to przeżyć.

Drogi bohaterów przecinają się w najmniej spodziewanych momentach, zaczynając od „wtargnięcia” na cudzą wigilię, po spotkanie w szpitalu. Każdy z nich ma do przepracowania własne bolączki i musi się z nimi zmierzyć by ruszyć dalej. Film jest nostalgiczny, historie raczej smutne choć z pewnym „happy endem” (jeśli w ogóle można to tak określić). Uśmiech na mojej twarzy wywołała jedynie scena, w której Nina kusząco ubrana tańczy dla Mike’a uwodząc go i próbując opóźnić jego wyjście do pracy. Uważam, że film warto obejrzeć w okresie świątecznym (gdy mamy czasu w nadmiarze) ale nie jest to pozycja obowiązkowa. Oglądając ten film miałam wrażenie, że reżyser nie do końca wie jak chce poprowadzić te historie. Tak naprawdę każda z nich nadawałaby się na osobny film. Wrzucone wszystkie razem do jednego worka są potraktowane trochę po macoszemu. Niektóre sceny wydawały mi się znajome, tak jakbym już je widziała w telewizji, ale nie zainteresowały mnie tak bardzo żeby obejrzeć film do końca. To nie świadczy na jego korzyść. Pomimo świątecznego klimatu i pewnego przesłania czegoś mi w tym wszystkim zabrakło. Jeśli ktoś lubi świąteczne historie to zapraszam do obejrzenia i własnej oceny, jeśli ktoś nie lubi świątecznych filmów to spokojnie może sobie tę pozycję podarować.

Moja ocena: 3+/6
Agnieszka